środa, 28 maja 2014

Buntownik z konieczności

"Cienie są zdolniejsze, robią to samo bez wysiłku."

Stanisław Jerzy Lec

Domowe Alcatraz trwa.  Uwięziony w śnie i uwięziony w domu. To zapalenie płuc zamknęło mi drogę na powietrze. Więzień mimo woli. Buntownik z konieczności, a może z wyboru? Opór to jedyna możliwa forma manifestacji niezadowolenia w trakcie ćwiczeń. Ćwiczę nawet jak nie chcę. Siedzię w domu zamknięty i ćwiczę. Ile można? A odpoczynek, a zabawa? A tu leki, inhalacje, oklepywania, ćwiczenia. Jestem bardziej aktywny. Jest mnie więcej świadomego. To uboczny efekt użycia antybiotyku. Więc więcej czuję, więcej wołam, więcej zaczepiam. I śmieję się. Jak mi się coś podoba. I marszczę się  jeżeli nie jestem zadowolony. I siedzę w domu zamknięty jak więzień. Słońca nie czuję. Tylko deszcz i wiatr słyszę za oknem. I czekam, aż wyjdę.

Był plan

"Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość."

Woody Allen

To mały rower mojego brata z bocznymi dokręcanymi kółkami. Na nim Mat uczył się jeżdzić na rowerze. Na nim przejechał Bornholm. Został i czekał na mnie. Taki był plan i rozleciał się jak wiele innych. Smutny taki rower bez małego rowerzysty. Czas czekania dobiegł końca. Nie ma się co oszukiwać. Ja na nim jeździć nie będę. To Unibike Viking z kołami 16". Nowy kosztuje 699zł. Ten jest do kupienia za 300zł.

niedziela, 25 maja 2014

Nuda

"Tych, którzy spodziewają się znaleźć rozwiązanie problemu we własnym umyśle, a nie dzięki studiowaniu faktów, może spotkać przykre rozczarowanie."

Arthur Conan Doyle

Nuda. Nie ma o czym pisać. Nic nowego. Świeci słońce, jest ciepło. Wszyscy się cieszą. Wreszcie można powylegiwać się na słońcu. Odpocząć, pospacerować. Popatrzeć na zielone drzewa i posłuchać ptaków. Nic z tego. Ja może mógłbym popatrzeć, ale w okno budynku z przeciwka. Słuchać słucham i owszem, ale samochodów z ulicy. Znów szlaban. Kwarantanna. Wyjścia awaryjne zamknięte. Więźniowie Alcatraz mieli więcej swobody. Tak Panie Doyle. Nie szukam rozwiązania w głowie. Mój umysł tego nie ogarnia.  Fakty są takie, że mam zapalenie płuc. Znowu. Jedyna pociecha to uboczne działanie antybiotyku. Pobudza mnie. Nie śpię i gadam. Słucham i reaguję. Gadam w dzień i w nocy. Budzę kogo się da. Ostatnie dwa dni wyglądałem tak jakbym chciał w niespaniu nadrobić cztery lata. Taki ciekawski zrobił się ze mnie chłopiec. Szczęśliwie nie mam gorączki, a zapalenie przechodzę łagodnie. Mam zatem więcej szczęścia niż Wiki. Też ma zapalenie oskrzeli i leży w szpitalu. Trzymaj się Wiki!I zdrowiej!

poniedziałek, 19 maja 2014

Gość

"Wartość ma nie tylko sam podarunek, ale też sposób, w jaki zostaje ofiarowany."

Hans Christian Andersen

 Dziś miałem gościa. Specjalnego gościa, bo zjawił się dla mnie i podarował mi swój czas. To cenny dar dzisiaj. Gość uzbrojony był w książki. Na zdjęciu zamknięte mam oczy, ale co było bardzo dziwne słuchałem uważnie. Długo oczy miałem otwarte. Bardzo długo. Byłem aktywny i można powiedzieć świadomy na tyle na ile to możliwe. Mnie się podobało. Gość też chyba był zadowolony.

niedziela, 18 maja 2014

Wysiłek

"Cienie są zdolniejsze, robią to samo bez wysiłku."

Stanisław Jerzy Lec

Jak tu żyć? Ania nie odpuszcza. Męczy, zmusza, ćwiczy. Nic swobody i luzu. Taki los. Mimo zmęczenia ćwiczenia były udane. Nie obijałem się. Nawet nie wiem czy przy Ani to możliwe. 
Wiecie, że dzieciaki w moim wieku lubią lizaki? Ja nawet nie wiem jak to smakuje. Pewnie wielu innych rzeczy też nie wiem, ale na pewno ostatnio smakowała mi botwinka. Nie wiem jak wygląda, ale zjadłem ze smakiem. Zjadłem też kiwi i mi smakowało. Chyba było zmieszane z bananem. Leki też jem, ale nie są smaczne. Nie lubię leków. Są gorzkie. Inhalacji tez nie lubię. 




wtorek, 13 maja 2014

Kamizelka VEST

"Nie mam żadnych szczególnych uzdolnień. Cechuje mnie tylko niepohamowana ciekawość."

Albert Einstein 

Trochę chyba zrobiło się zbyt poetycko. A może nie? Może te biebrzańskie, krótkie relacje takie właśnie powinny być. Wszak Biebrza jest poetycka i magiczna. Tam nawet komary są wrażliwsze. Pewnie jeszcze jakaś biebrzańska relacja się pojawi. Teraz jednak bieżące informacje. Dawno nie pisałem co umnie się dzieje. Z majówki wróciliśmy szczęśliwie. Nic złego się nie wydarzyło. Jednak w ostatnią sobotę musiała odwiedzić mnie Pani doktor, bo zacząłem rzęzić i charczeć. Szybka reakcja, inhalacje i chyba wychodzę obronną ręką. Dodatkowo wypożyczyliśmy na 10 dni kamizelkę Vest do testów. Docelowo przeznaczona dla dzieciaków z mukowiscydozą, ale w moim przypadku drenaż płuc jest równie ważny. Po paru dniach można zaobserwować, że drenaż działa, a ja po takiej sesji oddycham wreszcie klatką piersiową, a nie przeponą. Urządzenie działa i spełnia swoją rolę. Poza drenażem płuc, wzmacnianiem klatki piersiowej, pobudza mnie. Czyli w sam raz. Jest tylko jeden mały, acz bardzo niezrozumiały aspekt tego urządzenia. Może ktoś mi wytłumaczy dlaczego prosta tłocząca powietrze pompa z regulatorem siły pompowania i częstotliwości, z dwoma rurami od odkurzacza i dmuchaną kamizelką kosztuje 30 000 zł? Bo chyba powodem nie może być fakt, że dla części dzieci to jedyna szansa na przeżycie.


Natka może być tylko jedna!

"Człowiek tym jest większy, im jest bardziej sobą."
  
Antoine de Saint-Exupéry

 Nic nie zapowiadało tej eksplozji. Ot! Przypadek. Jedna za mała brytyjska wojskowa bluza. Za mała na tatę, a idealna dla Natki. No i stało się. Baletki, bluza w kamuflażu leśnym i chusta (bardziej dekoracyjna niż maskująca) to idealne przecież połączenie maskujące nad Biebrzą. Jeśli dołożymy do tego legendę polskich bezdroży, złote dziecko radzieckiej myśli technicznej czyli samochód UAZ w ciemnej zieleni pokaz mody mamy gotowy. Natka na szczęście zniosła dzielnie i z dystansem dwóch fotografujących. Z drewnianą strzelbą Mateusza i wojskową czapką wygląda jak okręgowy nadleśniczy. Był to pierwszy bagienny pokaz mody w Wilczej Jamie. Ciekawe co Natka przygotuje w przyszłym roku. Może jakiś komplet ze spodniami?






 


poniedziałek, 12 maja 2014

Wilki z Wilczej Jamy

"Jeżeli dajesz, otrzymujesz więcej niż dajesz. Byłeś bowiem niczym, a teraz stajesz się."

Antoine de Saint-Exupéry

Skoro Wilcza Jama to i wilki muszą być. Jest niedziela. Nasze wilki przyjechały tuż po mszy. Wilk Marek, wilczycza Beata i wilczęta. Wilki muzykalne. Słuchają Mateusza, a repertuar trudny. Nie mają łatwo. Nie tylko słuchając. W życiu nie przelewa się. Biebrza to nie Warszawa i życie nie zawsze tu usłane różami. Na szczęście silni są pogodą ducha. I serdeczni. I otwarci. Szczerze uśmiechnięci.  Dobrze spotkać dobrego człowieka po drodze...

Następny post będzie specjalny. Biebrzańsko militarny pokaz mody w wykonaniu Natki i Uaza. Czekajcie cierpliwie!

 

 


Mat o poranku

"Nie umiemy przewidywać najistotniejszego. Każdy z nas zaznał w życiu największych radości wtedy, kiedy nic ich nie zapowiadało."

Antoine de Saint-Exupéry

Mat wstał o czwartej rano. To była trzecia i wreszcie udana próba. Dwie pierwsze zakończyły się ponownym przyłożeniem głowy do poduszki. Trochę zaspany, trochę nie w sosie. I masa wymagań: żeby były łosie, żeby po bagnach pochodzić. Pojechali z tatą Natką, Adrianem i Piotrkiem na groblę przy Gugnach. Gugny osada, którą w całości zarządza Krzysztof znany szerzej jako Król Biebrzy. Osada na skraju bagiennych łąk z jednej strony i lasu z drugiej. O Królu Biebrzy już pisałem w latach poprzednich. Cierpliwi odnajdą. Grobla przy Gugnach jest doskonała do spacerów. Prowadzi przez bagienną łąkę do lasu usytuowanego na wzniesieniu. Na jego skraju znajduje się wieża obserwacyjna z pięknie roztaczającym się widokiem na Biebrzę, która w tym roku oddalona była o około dwa kilometry. Mało śniegu było to i wody mało.
Taki chłopiec obudzony o czwartej rano nie jest zbyt elastyczny. Widząc jak pozostali uczestnicy zakładają zwykłe kalosze, bo grobla sucha, zaczął naburmuszony zadawać pytania po co właściwie ma zakładać wodery skoro reszta w kaloszach. I co tu odpowiedzieć? Że możliwe, że łoś będzie to podejdziemy, a w kaloszach się nie da? W końcu jednak udaje się nakłonić chłopca do założenia za dużych woderów. Całe szczęście, że Biebrza potrafi docenić wysiłek. Zaraz po wyjściu z lasu pokazały się dwa łosie. Niezbyt blisko. To dobry powód, żeby wleźć w bagno i trochę się zbliżyć. Mat juz się uśmiecha. Można powiedzieć, że dzień jest udany. Potem jeszcze sarna przebiegła wypłoszona przez nisko przelatujący czerwony balon. Jakiś ptaszek przysiadł na krzaku. Na wieży grupa zjadła śniadanko i grzecznie wróciła do Wilczej Jamy. Poranek można zaliczyć do udanych.













Ognisko

"Drzewo jest mocą, która powoli wznosi się ku niebu."

Antoine de Saint-Exupéry

Ulotna magia ogniska. Ogień od zarania traktowany był mistycznie. Dym palonego drewna unosił myśl do stwórcy niezależnie od systemu religijnego. Czysty duchowy przekaz. Nie ma chyba chłopca, który nie byłby zafascynowany ogniskiem. Zebrać drewno, odpowiednio ułożyć i rozpalić. Uczta dla chłopców wyrastających z dzieciństwa i wkraczających w wiek młodzieńczy. Kuba szkoli się pod czujnym okiem mistrza Adriana. Dym już unosi się ku górze. Ogień zapłonie za chwilę. Tata Adam odpoczywa zażywając kąpieli z fal monitora komputera.  Dzicz dziczą, Biebrza Biebrzą, ale nie dajmy się zwariować.




Wieczór

"Naprawdę istnieje tylko jedna radość: obcowania z ludźmi."

Antoine de Saint-Exupéry


Nadszedł wieczór. Słońce zaszło, ale bez historii. Postanowiło schować się za horyzontem  po cichu skryte za chmurami. Początek wiosny, a słońce wydaje się już zmęczone swoją popularnością. Nie było efektownej fotograficznej "magic hour", nie byłodramatycznych czerwieni na niebie. Zdjęć też nie było. Tym razem szary las nie zachęcił nikogo do spacerów. Zimny wieczór też w tym nie pomógł. Wilcza Jama usidliła nas wewnątrz domków. Zastawiona pułapka z porąbanego drzewa i kominka zadziałała idealnie. Po kolacji z przysmakami ręki mamy Natalki w roli głównej rozpoczął się maraton gier. Jenga tetris, Dixit, a na deser Zobiecide. 


niedziela, 11 maja 2014

Leniwy czas

"Kot nie podróżuje, jego orbita jest leniwa i niewielka, z maty na krzesło, z sieni na klomb bratków, rysunek powolny, tak jak u Matisse'a, kot namalowany, nigdy Jackson Pollock czy też Appell." 

Julio Cortázar

Wilcza Jama, leniwie płynie czas. Odpoczywam. Wreszcie na powietrzu po 4 miesiącach w domu i szpitalu. Bez szaleństw, bez wycieczek rowerowych. Spokojnie poleguję i drzemię na powietrzu. Zapach lasu, ciepłe słońce i świeże powietrze usypiają mnie, ale to zdrowy sen. Leniwy czas. Tata wrócił już z bagien. Wszyscy dawno zjedli śniadanie. Zbliża się pora obiadu. Mateusz nie zapomina o ćwiczeniach na akordeonie. Dziś ma wiernego słuchacza.  Adam rozdziela przygotowaną przez siebie legendarną zupę cebulową. Pyszota. Słodki zapach roznosi się po okolicy. Ptasi gość sprawdza czujnie obejście. Obserwuje leniuchów z miasta. W Wilczej Jamie świetnie się wypoczywa. Nikt nie narzeka na brak zajęć niezależnie od pogody choć tym razem nie padało. Weekend majowy oszczędził nam deszczu. Chyba mieliśmy szczęście. Noce tylko były chłodne, ale na szczęście w domach są kominki.






Kopytkowo

"Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć jest oczarowanie tajemnicą. Jest to uczucie, które stoi u kolebki prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki. Ten, kto go nie zna i nie potrafi się dziwić, nie potrafi doznawać zachwytu, jest martwy, niczym zdmuchnięta świeczka."

Albert Einstein

Wschód nad Kopytkowem... znów wracam myślą na bezkres bagiennej łąki. Nic przecież szczególnie wyjątkowego. Miejsce jak wiele innych nad Biebrzą. Bagienna łąka, która powstała po wykarczowaniu bagiennego lasu. 300 lat koszenia trawy, wokół woda i trawy, kępy krzaków, w oddali las. Monotonna przestrzeń. Zdjęcia też takie sobie...nic specjalnego. Ot, dokumentacyjna powinność. Zbyt późno zaczęliśmy, żeby przyczaić się na zwierzaki. Wymarsz po wschodzie słońca to nie najlepszy pomysł jeśli się chce je fotografować. Owszem, wszędzie słychać ptaki, ba, nawet widać je w oddali jak startują spłoszone naszym marszem, Człowiek jest niezgrabny na bagnach. Hałasuje, rzuca się w oczy tak jak przelatujący balon, który dopełnia aktu zniszczenia płosząc wszystko co żywe i dzikie. Grupa turystów podziwia dolinę z lotu ptaka. Przyjemność dostępna dla każdego po 450zł od osoby. Poranki na bagnach są wyjątkowe. Pewnie za sprawą mgieł i jazgotu ptaków. Przestrzeń niby statyczna, a tak wiele w niej życia. Wszystkie odcienie zieleni. I spokój. Taki majestatyczny. I zapach. Wschód słońca ma inny zapach w różnych miejscach. Inny ma wschód w górach, inny w lesie. Ten bagienny jest równie niepowtarzalny. I ma wiele barw w zależności od pogody. Po drodze do Kopytkowa mijamy ptaki na przydrożnych łąkach. Nie spieszą się z poderwaniem do lotu.







poniedziałek, 5 maja 2014

Cel osiągnięty



"Przestrzenią ducha, gdzie może on rozwinąć skrzydła, jest cisza."

Antoine de Saint-Exupéry

W Kopytkowie kończy się droga. Nie tak zwyczajnie. Nie jest to zapomniana wioska z podupadającym sklepem, przed którym okupowana jest stara ławka przez okolicznych mieszkańców. W Kopytkowie nie ma sklepu, a drogę kończy szlaban. Za szlabanem zaczyna się bagno, które rozciąga się, aż po horyzont. Po prawej stronie Biebrza.  Droga do Kopytkowa czasem jest, a czasem jej nie ma. Potrafi zniknąć zalana wodą. Nikt z tego powodu nie robi dramatu. Tak po prostu się zdarza, jeśli jest dużo śniegu zimą. Wtedy Biebrza rozlewa się nie znając ograniczeń. Jak wygląda zalana droga do Kopytkowa możecie zobaczyć  tutaj
Może nie widać, ale droga jest między drzewami. W Kopytkowie żyje Rumcajs z Rumcajsową, którzy prowadzą gospodarstwo agroturystyczne z kajakami i tratwami. Cisza i spokój. My jednak wolimy biebrzańską Wilczą Jamę, z której łatwiej dojechać w inne części doliny Biebrzy, a i właściciele przemili.
Bagienne łąki za Kopytkowem w prostej linii łączą się z grzędami czyli piaszczystymi  wydmami w rejonie Czerwonego Bagna. To jasna linia po lewej stronie zdjęcia. Cel, którego osiągnięcie wymagało 3 prób. Pierwsza odbyła się, kiedy to po raz pierwszy pojawiliśmy się latem nad Biebrzą. Pojechaliśmy uzbrojeni w wózek dziecięcy i zwykłe kalosze. Skoro jest szlak to musi być ścieżka, a jak jest ścieżka to i wózek da radę. Okazało się, że szlak jest umowny i nie ma żadnej ścieżki. Rumcajsowa bez większych ceregieli  wyśmiała nasz pomysł. Nie ma się co dziwić. Kalosze się nie nadawały. Musieliśmy zawrócić. Drugą próbę podjęliśmy w ubiegłym roku, ale wody było tak dużo, że bez wysokiej terenówki lub ciągnika nie było mowy o dotarciu do Kopytkowa, nie wspominając nawet o przejściu, choć posiadając ponton dotarcie do wydm mogłoby okazać się o wiele prostsze niż piesza wędrówka po kolana i pas w błocie.  Szymkobus zakończył podróż tuż za mostem w Dolistowie.
W tym roku trzecia próba zakończyła się wreszcie sukcesem. Uzbrojeni w wodery lub spodniobuty wędkarskie pokonaliśmy 3,5 km szlak do wydm w obie strony. Cel osiągnięty. Po drodze minęliśmy las olsowy, w którym łosie mają doskonałe warunki do życia. Jeden nawet się zaprezentował. Sama przeprawa okazała się dość męcząca. 3,5 km pokonaliśmy w dwie godziny.  Po drodze powstała nowa miara prędkości – 1 węzeł bagienny – to dwa km/h oraz pojawił się zarys skonstruowania bagiennego pojazdu osobistego typu segway na gąsienicach. (weryfikacja po powrocie materiałów dostępnych w sieci wskazuje, że segway na gąsienicach jest już produkowany.) Dotarcie do wydm i osiągnięcie celu było przyjemnym doświadczeniem. Mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie. Mogę powiedzieć, że tata, Piotr i Adrian dokonali pierwszego majowego pieszego przejścia w 2014 roku z Kopytkowa na wydmy. Piotr podekscytowany sukcesem postanowił odwiedzić Grzędy i przespacerować się szlakami leśnymi w okolicach Czerwonego Bagna. Do Wilczej Jamy wrócił około 20.00 z 53km w nogach w nadzwyczaj zadowalającym stanie ducha i ciała. Adrian z tatą wrócili do Kopytkowa z powrotem przez bagna i łąki. Tata przekonał się, ze zanurzenie się w bagnie do klatki piersiowej nie nastręcza większych trudności. Na szczęście Adrian był tak zaaferowany, że nie zdążył wyjąć aparatu. Obaj zadowoleni wrócili do Wilczej Jamy. 

.