wtorek, 22 marca 2011

Toksoplazmoza

To zdjęcie pokazuję po raz pierwszy. Mija 12 miesiąc mojego życia. Czas wyjaśnić co się stało, a nie jest to proste (czytaj łatwe do napisania). Wszystko co do tej pory ma wpływ na moje życie zdarzyło się przed moim urodzeniem i nie ma w tym niczyjej winy. Jedni powiedzą pech, inni "życie". Ja o to życie walczę każdego dnia, a ze mną kilka innych osób, które wspieraj mnie i otaczają miłością. Toksoplazmoza - to małe coś doprowadziło do zapalenia mojego płynu rdzeniowo-mózgowego. To małe coś zaatakowało moją mamę. Zakażenie nie odbyło się przed ciążą, nie po ciąży, tylko w najmniej odpowiednim czasie czyli w trakcie ciąży. Mama robiła co mogła, lekarze też. Niestety to małe coś przedostało się do mojego organizmu... i trudno winić to coś, że chciało przeżyć. Słysząc toksoplazmoza wszyscy od razu szukają kota, żeby na niego zwalić winę, a wystarczy zjeść niedogotowane mięso, dotknąć niemytych warzyw, ubijać surowe mięso na kotlety... Mama oczywiście nie mogła sobie wybaczyć tego zakażenia. Mam nadzieję, że jej przeszło.
Nie ma to znaczenia poza faktem, że wraz  z życiem otrzymałem bonus w postaci tego pierwotniaka. Reszta moich problemów wynika ze spotkania z tą małą istotą: powiększone komory mózgowe, wodogłowie, korowe uszkodzenie wzroku i cała reszta ze stosem leków, masą lekarzy, igłami, pompami i szeregiem oddziałów szpitalnych. Dość powiedzieć, że spotkanie z toksoplazmozą spowodowało, że pierwsze trzy miesiące mojego życia spędziłem na oddziale intensywnej terapii dla noworodków, gdzie poza kołysankami mamy towarzyszyła mi całodobowa orkiestra pikających pomp medycznych oraz  posiłków dostarczanych za pomocą sond. Nie wiem jak przeżyli to rodzice. Pewnie jak to rodzice zamartwiali się bezgranicznie. Pewnie martwią się każdego dnia. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiem i będę mógł wysłuchiwać na rodzinnych spotkaniach gdzie starsi mówią do siebie "A pamiętasz jak Szymon był mały to..., a teraz nie do poznania..."

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeśli mama nie miała kontaktów z żadnym kotem to można się zastanawiać nad pozostałymi możliwościami. Jednak 99% to kot nosiciel.
Niestety jest to nosiciel wielu groźnych dla ludzi chorób, ale nie wiadomo czemu bezkrytycznie traktowany jako idealna i czysta maskotka.

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

mity, mity, mity... łatwiej zakazić się z surowqego lub niedogotowanego mięsa, przebierania warzyw w sklepie...

Anonimowy pisze...

Tylko 3% zakażeń to te pochodzące od kota - większość to wynik jedzenia surowego/niedogotowanego mięsa i niedomytych warzyw. A biedne koty cierpią przez ten stereotyp...