poniedziałek, 10 lutego 2014

Jestem padnięty

"- Tu nie ma się gdzie położyć - zauważyłem.
- Tym niech się pan nie martwi. Pan pewnie bardzo zmęczony, a zmęczenie to dobry materac do spania."

Juan Rulfo
To nie Ciechocinek. Tu się nikt nie stroi, nie przygotowuje na "five'fy". Nie ma wieczorków tanecznych, zapoznawczych, pożegnalnych. Nie ma zabiegów upiększających, kąpieli w błocie. Jest ciężka praca i wysiłek. Dziś padłem...mały chłopiec zmęczony ponad siły. Zasnąłem.To był ciężki dzień.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

I śniła mi się wieeeelka rzeka, wielka rzeka pełna mleka:)

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

Najpiękniejszy sen - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Wczoraj śnił mi się znów, dla odmiany,
najpiękniejszy mój sen - niezrównany! -
o pływaniu w powietrzu jak w wodzie.

Ludzie ze snu nic o tym nie wiedzą.
Wciąż się szczycą postępem i wiedzą
i są z prawem grawitacji w zgodzie.

Siedzę z nimi, piję czarną kawę,
omawiamy rzeczy nieciekawe,
wychwalamy jakąś panią okropną...

Nagle strącam talerzyk i ciastko,
skaczę na stół, ręce składam spiczasto
i wypływam przez otwarte okno.

W niebie czystym jak turkus i diament
słyszę z dołu dochodzący lament,
krzyk, że diabeł mnie porwał w powietrze!

Tłum ponury zalega ulice -
zapalają kadzidło, gromnice -
widzę twarze od papieru bledsze.

Więc odpływam coraz dalej i dalej,
bryły wiatru roztrącam jak fale,
zaśmiewając się z głupiej parafii -

z sercem twardym, unurzanym w dumie,
że tej sztuki nikt prócz mnie nie umie,
każdy patrzy, a nikt nie potrafi.

Odpoczywam na drzewnych wierzchołkach
i w obłokach udaję aniołka,
choć policjant z dołu na mnie woła.

I znów pływam najnowszą metodą,
wzdycham piersią niestrudzoną, młodą,
i jaskółki odgarniam znad czoła.

Potem w dali doganiam pilota,
co się w chmurach koziołkuje, i miota,
głową na dół, wśród wspaniałych skrętów.

Ścigam jego samolot po niebie -
aż mnie wciąga silna ręką do siebie,
jak syrenę, co się czepia okrętu.

O, nie całuj, nie całuj, pilocie!
Nie ogarniaj mnie ramieniem w locie,
bo za prędko spadniemy na ziemię.

Twarz ma słodką, brązową i świętą,
ascetyczną jak mnich z quattrocento,
szczęście moje pod Twym skrzydłem drzemie.

A wieczorem powracam piechotą -
siadam w domu pod żarówką złotą,
jakby nigdy nic nie było zaszło.

Wszyscy siedzą, uroczyści ogromnie
obrażeni, nikt nie mówi do mnie -
przecierają okulary i kaszlą