poniedziałek, 5 maja 2014

Cel osiągnięty



"Przestrzenią ducha, gdzie może on rozwinąć skrzydła, jest cisza."

Antoine de Saint-Exupéry

W Kopytkowie kończy się droga. Nie tak zwyczajnie. Nie jest to zapomniana wioska z podupadającym sklepem, przed którym okupowana jest stara ławka przez okolicznych mieszkańców. W Kopytkowie nie ma sklepu, a drogę kończy szlaban. Za szlabanem zaczyna się bagno, które rozciąga się, aż po horyzont. Po prawej stronie Biebrza.  Droga do Kopytkowa czasem jest, a czasem jej nie ma. Potrafi zniknąć zalana wodą. Nikt z tego powodu nie robi dramatu. Tak po prostu się zdarza, jeśli jest dużo śniegu zimą. Wtedy Biebrza rozlewa się nie znając ograniczeń. Jak wygląda zalana droga do Kopytkowa możecie zobaczyć  tutaj
Może nie widać, ale droga jest między drzewami. W Kopytkowie żyje Rumcajs z Rumcajsową, którzy prowadzą gospodarstwo agroturystyczne z kajakami i tratwami. Cisza i spokój. My jednak wolimy biebrzańską Wilczą Jamę, z której łatwiej dojechać w inne części doliny Biebrzy, a i właściciele przemili.
Bagienne łąki za Kopytkowem w prostej linii łączą się z grzędami czyli piaszczystymi  wydmami w rejonie Czerwonego Bagna. To jasna linia po lewej stronie zdjęcia. Cel, którego osiągnięcie wymagało 3 prób. Pierwsza odbyła się, kiedy to po raz pierwszy pojawiliśmy się latem nad Biebrzą. Pojechaliśmy uzbrojeni w wózek dziecięcy i zwykłe kalosze. Skoro jest szlak to musi być ścieżka, a jak jest ścieżka to i wózek da radę. Okazało się, że szlak jest umowny i nie ma żadnej ścieżki. Rumcajsowa bez większych ceregieli  wyśmiała nasz pomysł. Nie ma się co dziwić. Kalosze się nie nadawały. Musieliśmy zawrócić. Drugą próbę podjęliśmy w ubiegłym roku, ale wody było tak dużo, że bez wysokiej terenówki lub ciągnika nie było mowy o dotarciu do Kopytkowa, nie wspominając nawet o przejściu, choć posiadając ponton dotarcie do wydm mogłoby okazać się o wiele prostsze niż piesza wędrówka po kolana i pas w błocie.  Szymkobus zakończył podróż tuż za mostem w Dolistowie.
W tym roku trzecia próba zakończyła się wreszcie sukcesem. Uzbrojeni w wodery lub spodniobuty wędkarskie pokonaliśmy 3,5 km szlak do wydm w obie strony. Cel osiągnięty. Po drodze minęliśmy las olsowy, w którym łosie mają doskonałe warunki do życia. Jeden nawet się zaprezentował. Sama przeprawa okazała się dość męcząca. 3,5 km pokonaliśmy w dwie godziny.  Po drodze powstała nowa miara prędkości – 1 węzeł bagienny – to dwa km/h oraz pojawił się zarys skonstruowania bagiennego pojazdu osobistego typu segway na gąsienicach. (weryfikacja po powrocie materiałów dostępnych w sieci wskazuje, że segway na gąsienicach jest już produkowany.) Dotarcie do wydm i osiągnięcie celu było przyjemnym doświadczeniem. Mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie. Mogę powiedzieć, że tata, Piotr i Adrian dokonali pierwszego majowego pieszego przejścia w 2014 roku z Kopytkowa na wydmy. Piotr podekscytowany sukcesem postanowił odwiedzić Grzędy i przespacerować się szlakami leśnymi w okolicach Czerwonego Bagna. Do Wilczej Jamy wrócił około 20.00 z 53km w nogach w nadzwyczaj zadowalającym stanie ducha i ciała. Adrian z tatą wrócili do Kopytkowa z powrotem przez bagna i łąki. Tata przekonał się, ze zanurzenie się w bagnie do klatki piersiowej nie nastręcza większych trudności. Na szczęście Adrian był tak zaaferowany, że nie zdążył wyjąć aparatu. Obaj zadowoleni wrócili do Wilczej Jamy. 

.
 

4 komentarze:

Paweł Czytadełko pisze...

Byłem przekonany, że czytam książkę ;-) Gratuluję! A węzeł bagienny dodajemy do słownika nazewnictwa miar SNM ;-) Aha, niezła ta zalana ścieżka ;-)

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...


polecamy :)

Rodzinka 2+3 pisze...

pięknie opisane miejsce aż chce się tam być

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

Warto :)