poniedziałek, 12 maja 2014

Mat o poranku

"Nie umiemy przewidywać najistotniejszego. Każdy z nas zaznał w życiu największych radości wtedy, kiedy nic ich nie zapowiadało."

Antoine de Saint-Exupéry

Mat wstał o czwartej rano. To była trzecia i wreszcie udana próba. Dwie pierwsze zakończyły się ponownym przyłożeniem głowy do poduszki. Trochę zaspany, trochę nie w sosie. I masa wymagań: żeby były łosie, żeby po bagnach pochodzić. Pojechali z tatą Natką, Adrianem i Piotrkiem na groblę przy Gugnach. Gugny osada, którą w całości zarządza Krzysztof znany szerzej jako Król Biebrzy. Osada na skraju bagiennych łąk z jednej strony i lasu z drugiej. O Królu Biebrzy już pisałem w latach poprzednich. Cierpliwi odnajdą. Grobla przy Gugnach jest doskonała do spacerów. Prowadzi przez bagienną łąkę do lasu usytuowanego na wzniesieniu. Na jego skraju znajduje się wieża obserwacyjna z pięknie roztaczającym się widokiem na Biebrzę, która w tym roku oddalona była o około dwa kilometry. Mało śniegu było to i wody mało.
Taki chłopiec obudzony o czwartej rano nie jest zbyt elastyczny. Widząc jak pozostali uczestnicy zakładają zwykłe kalosze, bo grobla sucha, zaczął naburmuszony zadawać pytania po co właściwie ma zakładać wodery skoro reszta w kaloszach. I co tu odpowiedzieć? Że możliwe, że łoś będzie to podejdziemy, a w kaloszach się nie da? W końcu jednak udaje się nakłonić chłopca do założenia za dużych woderów. Całe szczęście, że Biebrza potrafi docenić wysiłek. Zaraz po wyjściu z lasu pokazały się dwa łosie. Niezbyt blisko. To dobry powód, żeby wleźć w bagno i trochę się zbliżyć. Mat juz się uśmiecha. Można powiedzieć, że dzień jest udany. Potem jeszcze sarna przebiegła wypłoszona przez nisko przelatujący czerwony balon. Jakiś ptaszek przysiadł na krzaku. Na wieży grupa zjadła śniadanko i grzecznie wróciła do Wilczej Jamy. Poranek można zaliczyć do udanych.













Brak komentarzy: