"Hello darkness, my old friend,
I've come to talk with you again,
Because a vision softly creeping,
Left its seeds while I was sleeping,
And the vision that was planted in my brain
Still remains
Within the sound of silence."
I've come to talk with you again,
Because a vision softly creeping,
Left its seeds while I was sleeping,
And the vision that was planted in my brain
Still remains
Within the sound of silence."
Simon and Garfunkel
Trudno 600m nad poziomem morza szukać ciszy. Przestrzeń pod Hyvlatonnå wdziera się do głowy z przeraźliwym krzykiem. Wiatr huczy między skałami. "Winter is coming!" zakrzyknęliby wielbiciele "Gry o Tron" The shit is frozen! Emocje uspokaja kolor wody i surowość ścian fjordu. Nieme skały równoważą hałaśliwy wiatr. Przestaję reagować na jego świst i podmuchy. Nie przykuwa już mojej uwagi, nie zaprząta głowy. Jest, ale jako osobny byt bez wpływu na moje doświadczanie. Uderza spokój tego miejsca niezależny od warunków. Późna jesień w tym miejscu nie jest spektakularna. Mglisty szaro bury wieczór zamknął temat zdjęć z efektem "wow". Tym razem drugiej szansy nie będzie. Za chwilę będziemy wracać. Wariacka weekendowa wyprawa samochodowa właśnie osiągnęła cel. 2200 km od domu kontemplujemy norweski fjord. Tu na górze uzmysławiam sobie jak wariacki to był plan oraz, ze warto mieć szalonych przyjaciół, którzy postanowili za wszelką cenę naładować moje akumulatory.
Dzień wcześniej duńscy celnicy sprawdzili cały samochód i nasze bagaże po tym jak usłyszeli, że jedziemy do Norwegii na jeden dzień, żeby właśnie w tym miejscu zrobić zdjęcie. Przecież nie powiem im, ze jadę być bliżej Szymka, bo i tak nie zrozumieją. Jednodniowy wyjazd do Norwegii był dla celników i policji tak absurdalny, że nie mogli pojąć jak można się tego podjąć. Zareagowali automatycznie: rewizja, odpytywanie. Zdążyłem jedynie zwrócić uwagę, żeby uważali na sprzęt foto.
Mimo braku idealnego światła, spektakularnego zachodu słońca Preikestolen ma w sobie własną siłę i piękno. Dwugodzinna droga na szczyt pomaga poukładać myśli. Szukam Szymka i jak zawsze jest przy mnie tak samo uśmiechnięty. Razem wspinamy się na szczyt, ale wchodzenie to też rodzaj ograniczenia. Pojawia się kruk. Nigdy wcześniej nie oglądałem kruka w tak spokojnym szybowcowym locie, w tak bliskiej odległości. To płochliwy ptak. Nie lubi obecności ludzi. Ten towarzyszył w ostatniej części podejścia, jak strażnik sprawdzający czy nie popełniam błędu. Znów przekonałem się, że Szymek potrafi latać. To chyba cecha pełnej wolności i swobody pozbawionej ludzkich ograniczeń.
4 komentarze:
nikt nie zdaje sobie sprawy jak głęboko można się zanurzyć
i czekać
nikt...
super miejsce cieszę się że naładowane masz akumulatory i zdjęcia pewnie piękne ja też zaszalałam ale na 4 dni wyjechałam bez męża i dzieci potrzebowałam tego bardzo...
Prześlij komentarz