poniedziałek, 4 września 2017

Okiem taty - rzecz o rozporządzeniu MEN w sprawie nauczania indywidualnego.

"Pobudka ptaszyny. Chris ma Wam coś do powiedzenia. Każda moneta ma dwie strony. Każdemu "za" towarzyszy "przeciw".

 Chris o poranku

W życie weszło "Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 28 sierpnia 2017 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie indywidualnego obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego dzieci i indywidualnego nauczania dzieci i młodzieży". Ponieważ rozpoczął się rok szkolny pojawiły się doniesienia o  nie wpuszczaniu dzieciaków niepełnosprawnych do szkół i kierowanie ich do indywidualnego nauczania w domu. Rozporządzenie potraktowano jako furtkę do eliminowania niepełnosprawnych uczniów z życia w grupie rówieśniczej. Zdaniem relacjonujących rozporządzenie ma dyskryminować niepełnosprawność, a dyrektorzy szkół w bezwzględny sposób pozbywają się problemu. Zaraz za doniesieniami pojawiają się komentarze, o nieludzkiej twarzy polskiej szkoły , o dyskryminację, brak człowieczeństwa i niehumanitarne zachowania. "Moje 14-letnie dziecko wyszło z poradni ze łzami w oczach! Kuba dowiedział się, że rząd wprowadził przepisy, które zakazują mu nauki na terenie szkoły – skarży się Ewelina, matka 14-letniego chłopca z Zespołem Aspergera. Rodzice zarzucają rządowi segregację dzieci".

Nie chciałbym jedynie oburzać się rytualnie. Robić groźną minę, prężyć muskuły przed monitorem czy popsioczyć na rząd i szkolnictwo nad filiżanką kawy postawioną obok klawiatury. Nie będę bronił niepełnosprawnych za pomocą obrazka na profilu fb w stylu "bronię puszczy przed wycinką". Te symboliczne zachowania nie przynoszą efektów.

Ponieważ spodziewam się, że uruchomiona zostanie lawina i informacji o wykluczeniu niepełnosprawnych z nauczania zbiorowego będzie więcej sięgnąłem do źródła czyli owego rozporządzenia. Dla zainteresowanych tekst dostępny na http://dziennikustaw.gov.pl/du/2017/1656/1 

Nie jestem prawnikiem, więc moja ocena może być niewłaściwa, ale  samo rozporządzenie nie eliminuje niepełnosprawnych z nauki w szkole. Istotny zapis mówi, że o nauczaniu indywidualnym decyduje:
 To właśnie orzeczenie powinno być podstawą do określania czy uczeń może funkcjonować w szkole i czy jest w stanie podołać obowiązkom. Szkoła niezależnie od chęci czy umiejętności nie jest w stanie, w dużej części przypadków, samodzielnie podejmować tego typu decyzji. Czynniki psycho-motoryczne mogą być tutaj decydujące. Niestety trzeba wziąć pod uwagę, że jakaś część uczniów niepełnosprawnych nie będzie w stanie podołać obowiązkom szkolnym ani fizycznie, ani intelektualnie i nie jest to eliminowanie z życia szkoły, czy segregacja. Żeby wyjaśnić wątpliwości nie popieram działań MEN czy innych organów rządowych w tej i znakomitej większości pozostałych decyzji: od wycinania puszczy po postępowania sprzeczne z Konstytucją czy wprowadzenie grafomana Wencla jako obowiązkowego poetę w szkole, a wznowienie polowań na łosie traktuję jak atak na dobro narodowe. W tym przypadku jednak rozsądek podpowiada mi ostrożność. I tu podzielę się refleksją z własnego doświadczenia i obserwacji, które w trakcie batalii szymkowej poczyniłem i, które z uwagi na związek ze "społecznością" dzieci niepełnosprawnych dalej czynię. Część rodziców dzieci niepełnosprawnych (a przecież nasz przypadek to bardzo ciężkie upośledzenia) na siłę próbuje swoje niepełnosprawne dzieci wprowadzić do zwykłych przedszkoli i szkół. Zwykłych oznacza nieprzygotowanych zarówno sprzętowo jak i kadrowo. Prawdopodobnie ma to w jakiś przedziwny sposób pokazać, że mimo niepełnosprawności dziecko miałoby funkcjonować w szkolnictwie powszechnym jak inne dzieci. Niestety brutalna prawda jest taka, że nie wszystkie są w stanie. Zdarza mi się słyszeć od rodziców dzieci z MPD, które nie chodzą, nie są samodzielne, często jest z nimi utrudniony kontakt, że rodzice chcą je wysłać do szkoły czy przedszkola z klasą integracyjną. W mojej ocenie jest to mrzonka, dążenie rodziców na siłę do celu, który nie jest właściwy dla dziecka. W wielu przypadkach jest tak, że nawet grupowe szkolnictwo specjalistyczne nie będzie dla niepełnosprawnych pociech właściwe. Doskonale pamiętam jak musieliśmy zrezygnować ze specjalistycznego przedszkola dla dzieci niepełnosprawnych z głębokimi upośledzeniami na rzecz zajęć w domu. Czy byliśmy zadowoleni? Nie, ponieważ przez 4 godziny dziennie Szymek mógł poczuć i posłuchać innych dzieci co rozwijało jego ciekawość i chęć pokazani, że jest... jednak częste infekcje tylko go osłabiały. Pogodziliśmy się z nauczaniem indywidualnym mimo, że decyzję podjęliśmy sami w trosce o Szymka. Możliwe, że dzięki tej decyzji Szymek był z nami dłużej...

Tu wrócę do podstaw. Istotą jest/powinno być orzeczenie specjalistyczne, nie tylko orzeczenie o niepełnosprawności, które nawet nie przewiduje możliwości opisu czy wyszczególnienia wszystkich chorób. Każdy przypadek powinien oceniać lekarz prowadzący i psycholog/pedagog specjalizujący się w danych przypadkach. Zdecydowanie przy udziale szkoły i rodziców. Po pierwsze po to, żeby zminimalizować możliwość popełnienia błędu. To bardzo ważne, żeby nie skrzywdzić dzieciaków, które mimo dysfunkcji dzięki przebywaniu z rówieśnikami mogą lepiej się rozwijać i szybciej dokonywać postępów. Po drugie, żeby rodzice mogli zrozumieć, że ich dziecko nie będzie w stanie podołać wyzwaniom i należy wypracować inne rozwiązanie. 

Zdecydowanie jednak należy monitorować i odnotowywać każdy przypadek nadużycia i eliminowania ze szkół i  przedszkoli powszechnych przypadków uczniów niepełnosprawnych, którzy mogą w takich palcówkach z powodzeniem funkcjonować z pożytkiem dla siebie i współrówieśników. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że dla dzieci pełnosprawnych obcowanie z niepełnosprawnością ma ogromne znaczenie dla rozwoju psychicznego, zachowań empatycznych, tolerancji, współodpowiedzialności, chęci pomocy i akceptacji. I w takim duchu powinni reagować rodzice dzieci pełnosprawnych, bo wyeliminowanie ze szkoły dzieci niepełnosprawnych będzie ze szkodą dla nich i ich pociech również.

Brak komentarzy: