John Fowles
Nadszedł czas uzupełnić zaległości. Obiecałem post o biebrzańskich pierogach. Trochę póżno, bo od wakacji sporo czasu już minęło, ale pora dobra, bo część z Was pewnie pierogi będzie teraz robić. Kawałek od Carskiej Drogi kilkaset metrów od bagien jest siedlisko, które zamieszkuje pani Bronia. Cudownym zrządzeniem losu udało nam się spotkać z gospodynią i umówić na ręcznie robione pierogi. To zrządzenie losu to znajomość z Krzysztofem - królem Biebrzy, którego odwiedzamy będąc w okolicy. To właśnie Krzysztof zachwalał kulinarne umiejętności pani Broni. Będac bezczelnymi mieszczuchami udaliśmy się więc pod wskazany adres wpraszając się na obiad. W zamian tata Adam i tata Konrad pocięli potężną górę drewna. Była to symfonia na cztery ręce i dwie piły silnikowe. Ponieważ góra nie była do przerobienia jednego dnia, umówiliśmy się na kolejny. Tatowie chcieli dokończyć rozpoczętą pracę. Dodatkowo powstał pomysł ponownego robienia pierogów tym razem przy udziale kursantów: Natalii i Adriana, Iwonki i Moniki. Pierogi miały być z jagodami, ruskie oraz z mięsem. Całego procesu nie mogę opisać... w tym czasie spałem. Poza tym to tajemnica pani Broni strzeżona z jedej strony przez bagna z drugiej przez czujne komary. Przy okazji powstał reportaż i jak na reportaż przystało jest on czarno biały. Kursanci zdali, pierogi zostały przygotowane po czym zjedzone do ostatniej sztuki przez wszystkich obecnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz