"Przestrzenią ducha, gdzie może
on rozwinąć skrzydła, jest cisza."
Antoine de
Saint-Exupéry
W Kopytkowie kończy się droga. Nie tak
zwyczajnie. Nie jest to zapomniana
wioska z podupadającym sklepem, przed którym okupowana jest stara ławka przez okolicznych
mieszkańców. W Kopytkowie nie ma sklepu, a drogę kończy szlaban. Za szlabanem
zaczyna się bagno, które rozciąga się, aż po horyzont. Po prawej stronie
Biebrza. Droga do Kopytkowa czasem jest,
a czasem jej nie ma. Potrafi zniknąć zalana wodą. Nikt z tego powodu nie robi
dramatu. Tak po prostu się zdarza, jeśli jest dużo śniegu zimą. Wtedy Biebrza
rozlewa się nie znając ograniczeń. Jak wygląda zalana droga do Kopytkowa
możecie zobaczyć tutaj
Może nie widać, ale droga jest
między drzewami. W Kopytkowie żyje Rumcajs z Rumcajsową, którzy prowadzą
gospodarstwo agroturystyczne z kajakami i tratwami. Cisza i spokój. My jednak
wolimy biebrzańską Wilczą Jamę, z której łatwiej dojechać w inne części doliny
Biebrzy, a i właściciele przemili.
Bagienne łąki za Kopytkowem w
prostej linii łączą się z grzędami czyli piaszczystymi wydmami w rejonie Czerwonego Bagna. To jasna
linia po lewej stronie zdjęcia. Cel, którego osiągnięcie wymagało 3 prób.
Pierwsza odbyła się, kiedy to po raz pierwszy pojawiliśmy się latem nad
Biebrzą. Pojechaliśmy uzbrojeni w wózek dziecięcy i zwykłe kalosze. Skoro jest
szlak to musi być ścieżka, a jak jest ścieżka to i wózek da radę. Okazało się,
że szlak jest umowny i nie ma żadnej ścieżki. Rumcajsowa bez większych
ceregieli wyśmiała nasz pomysł. Nie ma
się co dziwić. Kalosze się nie nadawały. Musieliśmy zawrócić. Drugą próbę
podjęliśmy w ubiegłym roku, ale wody było tak dużo, że bez wysokiej terenówki
lub ciągnika nie było mowy o dotarciu do Kopytkowa, nie wspominając nawet o
przejściu, choć posiadając ponton dotarcie do wydm mogłoby okazać się o wiele prostsze
niż piesza wędrówka po kolana i pas w błocie. Szymkobus zakończył podróż
tuż za mostem w Dolistowie.
W tym roku trzecia próba
zakończyła się wreszcie sukcesem. Uzbrojeni w wodery lub spodniobuty wędkarskie
pokonaliśmy 3,5 km szlak do wydm w obie strony. Cel osiągnięty. Po drodze
minęliśmy las olsowy, w którym łosie mają doskonałe warunki do życia. Jeden
nawet się zaprezentował. Sama przeprawa okazała się dość męcząca. 3,5 km
pokonaliśmy w dwie godziny. Po drodze
powstała nowa miara prędkości – 1 węzeł bagienny – to dwa km/h oraz pojawił się
zarys skonstruowania bagiennego pojazdu osobistego typu segway na gąsienicach.
(weryfikacja po powrocie materiałów dostępnych w sieci wskazuje, że segway na
gąsienicach jest już produkowany.) Dotarcie do wydm i osiągnięcie celu było
przyjemnym doświadczeniem. Mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie. Mogę powiedzieć,
że tata, Piotr i Adrian dokonali pierwszego majowego pieszego przejścia w 2014
roku z Kopytkowa na wydmy. Piotr podekscytowany sukcesem postanowił odwiedzić
Grzędy i przespacerować się szlakami leśnymi w okolicach Czerwonego Bagna. Do
Wilczej Jamy wrócił około 20.00 z 53km w nogach w nadzwyczaj zadowalającym stanie ducha i ciała. Adrian z tatą wrócili do
Kopytkowa z powrotem przez bagna i łąki. Tata przekonał się, ze zanurzenie się
w bagnie do klatki piersiowej nie nastręcza większych trudności. Na szczęście
Adrian był tak zaaferowany, że nie zdążył wyjąć aparatu. Obaj zadowoleni
wrócili do Wilczej Jamy.
4 komentarze:
Byłem przekonany, że czytam książkę ;-) Gratuluję! A węzeł bagienny dodajemy do słownika nazewnictwa miar SNM ;-) Aha, niezła ta zalana ścieżka ;-)
polecamy :)
pięknie opisane miejsce aż chce się tam być
Warto :)
Prześlij komentarz