czwartek, 3 października 2013

List rodzica

"Mówię. Krzyczę. Piszę. Czy war­to było mącić ciszę? "

Jan Izydor Sztaudynger

Wczoraj w gazetach pojawił się list rodzica dziecka niepełnosprawnego. Jakże trafny i celny. Jakże prawdziwy. Codzienna opieka, walka o zdrowie, o leki o rehabilitację. Wsparcie systemu opieki żadne. Rodzice zaś zapracowani i zmęczeni. Nie będą krzyczeć, nie będą prosić o pomoc, bo sił nie mają. Siły muszą mieć dla niepełnosprawnych dzieci. Można postawić pytanie, czemu nie proszą, nie wołają, czemu jak pytacie "Co u Was?" odpowiadają " W porządku" i rzadziej się spotykacie, bo nie ma czasu... Każdy ma swoje życie. Pewnie wielu z Was chce pomóc, wesprzeć, w jakiś sposób uczestniczyć. Czekacie na jakiś znak... którego nie ma i raczej nie będzie, bo każdy ma swoje życie. Nasze jest niepełnosprawne, niepełnosprawne życie, niepełnosprawne szczęście i nie ma co ukrywać, że ani lekko, ani doskonale nie będzie mimo wysiłków i prób żeby żyć normalnie. Ale czy w związku z tym mamy przestać próbować? Inaczej się cieszymy, inaczej żyjemy. I nie chcemy nikogo tym życiem obarczać, bo to nasze życie. Większość znanych nam rodzin dzieci niepełnosprawnych stara się żyć pełnią, na tyle na ile pozwala stopień niepełnosprawności, a czasem i mocniej, przekraczając jej granice. Nie mnożą sztucznych problemów, nie narzekają na swoje życie. Starają się żyć energicznie i szczęśliwie. Szkoda, że muszą walczyć nie tylko z niepełnosprawnością dziecka, ale i niepełnosprawnością Państwa, systemu opieki i zdrowia. Poniżej treść listu.

Wielce Szanowny Panie Prezydencie,
Szanowny Panie Premierze i Rado Ministrów,
Szanowne Panie i Panowie Posłowie,
Szanowni Prezesi wszystkich ugrupowań partyjnych i ruchów obywatelskich
Szanowni dziennikarze
List Otwarty

Z zainteresowaniem przysłuchuję się powracającej debacie na temat zmian w przepisach o prawie do aborcji.

Jestem zwykłym obywatelem kierującym się w życiu zdrowym rozsądkiem, a od niespełna 4 lat borykającym się z ciężką niepełnosprawnością swojego dziecka.

Na wstępie zadeklaruję się: nie jestem zwolennikiem wykonywania aborcji , ale nie jestem też za bezwzględnym jej zakazywaniem.

Jestem głęboko zażenowany i przerażony (nie wiem, które z tych uczuć jest silniejsze) słuchając jak bardzo niekompetentna jest ta dyskusja. Słuchając jak osoby decydujące o ładzie prawnym naszego kraju wypowiadają się na tematy, o których ewidentnie nie mają pojęcia. Jak Profesorowie i doktorzy często uwłaczają godności swojej własnej, społeczeństwa i godności tytułu naukowego plotąc bzdury pod wpływem emocji a nie rzetelnej wiedzy. Wymagam od Państwa odrobiny, choć przygotowania merytorycznego do tej, jak i innych, dyskusji.

Boli mnie szczególnie, jakże łatwa i bezrefleksyjna zdolność do wybiórczego prezentowania faktów mających na celu na siłę udowodnienie założonej przez siebie tezy. Szanowni Państwo, Ja i pewnie znaczna część społeczeństwa widzi to. I śmiejemy się z Was. Bo co nam zostało. Śmiejemy się przez łzy.

Chcecie decydować o losie innych ludzi, Waszych rodaków, dzieci i wnuków Tych, którzy ginęli za ten kraj na różnych frontach. Może zamiast niszczyć czyjeś życie spróbujcie, choć raz, coś zbudować? Coś, z czego bylibyśmy dumni.

Dlaczego w tej dyskusji nie słyszę nigdy konkretnych propozycji zbudowania kompleksowej instytucji, systemu opieki nad osobami niepełnosprawnymi? Dlaczego dziś, w XXI w., muszę dokonywać wyboru: robić nadgodziny, żeby móc kupić leki dziecku czy zostać w domu i rehabilitować syna. Dlaczego ośrodków rehabilitacji mamy tak dużo, że rodzice przyjeżdżają z Koszalina prawie 200 km do Szczecina na 45-minutowe zajęcia dla swojego kilkumiesięcznego dziecka?

Dlaczego muszę jeździć na leczenie z dzieckiem aż ze Szczecina do Warszawy? Może jednak lepiej, abym poszukał dziadka z Wehrmachtu i został Berlińczykiem?

Dlaczego, podczas gdy jedyną skuteczną formą wspierania rozwoju naszych chorych dzieci jest wszechstronna intensywna rehabilitacja, mamy zapewniony dostęp do góra 4-5 godzin w tygodniu i to pod warunkiem, że się mieszka w dużym mieście. Co gorsza nawet gdybym znalazł ośrodek, który miałby miejsca na dodatkowe godziny, to przepisy zakazują korzystania z rehabilitacji w kilku miejscach jednocześnie.

Ilu z Państwa miało szansę opiekować się ciężko upośledzonym dzieckiem przez kilka choćby dni? Podnosić wiotkie ciałko, ważące 15-20 kg, które zwisa jak szmaciana lalka, po kilkanaście razy dziennie? Albo spastyka, który jest sztywny jak kij do golfa (to znacie prawda?) i cały się trzęsie i rzuca w niekontrolowany sposób?

Ilu z Was jadąc ósmą godzinę do szpitala przez pół Polski szukało miejsca na szybkie zatrzymanie samochodu, żeby wypiąć dziecko z fotelika podczas napadu padaczki i podać mu relanium przez odbyt? A wiecie jak to zrobić? Widzieliście tę niebieską, zsiniałą twarz waszego maluszka?

Czy kiedyś zastanawialiście się, czy nie lepiej byłoby szybko odbić kierownicą w lewo pod tego TIRa żeby to wszystko się skończyło?

Ja tak!

I pomimo to dziś nie wyobrażam sobie, aby mojego chłopca na świecie nie było.

Ale przerażony jestem, gdy pomyślę, jaka go czeka przyszłość. Jak długo jeszcze pociągnę sypiając po 5 godzin na dobę, żeby zapewnić dziecku "bezpłatne" leczenie i "bezpłatną" rehabilitację. A co będzie jak mnie zabraknie? Czy ktoś go przygarnie? Czy może ktoś z Państwa potrafi mi wskazać ośrodek do którego trafi mój syn? Gdy skończy lat 18, wszyscy razem będziemy się modlić o jego śmierć: Wy, bo będzie już zbyt dużym ciężarem finansowym dla budżetu, a ja, bo nie będę mógł znieść jego niedoli.

I rozumiem przerażenie przyszłych rodziców, którzy nie wiedzą jeszcze, co ich czeka, ale wiedzą, że będzie ciężko, a wsparcia znikąd nie dostaną. I nie potępiam ich za żadną decyzję.

A o ile łatwiej by im było, gdyby lekarz przekazując im smutną wiadomość mógł wskazać im od razu: tu macie Państwo ośrodek leczenia, przy nim jest piękny oddział rehabilitacji i pobytu dziennego. Nie musicie rezygnować z pracy i mieć dylematów w rodzaju: leczenie czy jedzenie. Jak dorośnie czeka na niego ośrodek opiekuńczy...

Nie ma tego! A te kilka słów wystarczyłoby, aby problem aborcji ze względu na wady wrodzone sam się rozwiązał.

Usłyszę teraz, że na to trzeba czasu i pieniędzy, rozumiem.

My rodzice dzieci niepełnosprawnych nie mamy czasu na demonstracje i palenie opon. Jak jestem w Warszawie to cichutko siedzę w szpitalu, śpię na podłodze pod łóżkiem dziecka i nasłuchuję, czy nic mu się nie dzieje, żeby zawołać jedną z dwóch pielęgniarek opiekujących się 50-ciorgiem dzieci na oddziale. Nie mogę iść złożyć petycję, bo muszę podać dziecku leki w szpitalu jak inni rodzice. Więc nie upomnimy się o zwykłe ogólnoludzkie wsparcie, aby móc samemu żyć w miarę normalnie i zapewnić jaką-taką przyszłość naszym dzieciom.

Rodzic z wdzięcznością przyjmie 153 zł dodatku i nie w głowie mu protesty.

Dlatego zwracam się do was z apelem, politycy i działacze wszystkich opcji, z lewej i prawej, tej chrześcijańskiej i tej świeckiej strony sceny politycznej: zamiast zaczynać od niszczenia ludzi, dajcie im nadzieję. Zbudujcie, choć raz, coś wspólnie. Aby nasze dzieci mogły powiedzieć: to jest dzieło naszych ojców i jesteśmy z niego dumni. Zapewniam: żaden, nawet najpodlejszy rodzic nie podejmuje tak trudnych decyzji dla własnego widzimisię. Jak zobaczy, że nie zostanie sam w obliczu nieszczęścia, będzie kochał swe trudne dziecko po kres swojego życia.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Czy kiedyś zastanawialiście się, czy nie lepiej byłoby szybko odbić kierownicą w lewo pod tego TIRa żeby to wszystko się skończyło?"
Nie mamy żadnych powodów do dumy jako Naród..czy zakładamy, że po x liczbie molestowanych i zabijanych dzieci zaczniemy baczniej przyglądać się problemowi? Trochę tak to wygląda..
Ja nie mam chorego dziecka, żaden ze mnie bohater. Właściwie zła jestem na siebie, że nic nie mogę- poza zapewnieniem, że JESTEM.Jestem Twoim fanem Szymon, fanem Twoich rodziców. Tak - jestem wściekłym nic nie mogącym fanem rodzin takich ja Wasza..

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

Dziękuję, że jesteście obecni

Wiedźma pisze...

To jest straszne. Straszny jest system, straszna jest kompletna znieczulica systemu dotycząca ludzi z problemami. Straszne jest, że nikt nie może liczyć na żadne wsparcie. Straszne jest, że ludzie niepełnosprawni i rodzice dzieci niepełnosprawnych nie mają zadnych szans w walce z codziennością. Bo nikt im niczego nie ułatwi.
Moje dziecko jest TYLKO opóźnione. Tylko. Bo funkcjonuje. Nie wiem, czy i jak będzie funkcjonowało w dorosłym życiu, ale ja tylko "nie wiem", a rodzice tacy jak Wy wiedzą, że nie bedzie. Tu gdzie mieszkam są przynajmniej ośrodki, gdzie niepełnosprawni dorośli żyją - jedne gorsze, inne lepsze, jak to bywa. Ale jest opcja. W Polsce jej nie ma. Kto wie, może moja córka też będzie potrzebowała takiego miejsca... Ten wspomniany w liście "dziadek z Wermahtu" staje się smutną koniecznością...
I jeszcze coś osobistego.
Ty, Szymonku, i Twoi Rodzice są moimi bohaterami. Za codzienną walkę, ale też za ptaszki nad Biebrzą, wycieczkę do Paryża i setkę innych, prawie zwyczajnych rzeczy. "Prawie" - bo z ciężką niepełnosprawnością w tle. Chylę czoła.
Nie zamykajcie swoich drzwi przed "normalsami". Może oni chcą trochę tego Waszego "prawie". Może poczują się z Wami szczęśliwi, a Wy z nimi. Może wzbogacicie swoje życia wzajemnie.
Ja w kazdym razie byłabym szczęśliwa, mając w Was prawdziwych "namacalnych"przyjaciół.

Wiedźma pisze...

PS. "Dziadek z WermaHtu" był literówką, nie ortografem. Tak tylko prostuję, bo mi wstyd...

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

właściwie Wiedźmo czy wyobrażasz sobie dziadka z Wermachtu w domowym dresie :)?

Wiedźma pisze...

Taaaak! Ja wszystkich jestem w stanie wyobrazić sobie w domowym dresie. I z plamą na T-shircie. I na sedesie;-)