Elias Canetti
Ostatnie miesiące oglądaliście mnie jak leżę. Czasem się uśmiecham, czasem nie. Czasem ćwiczę. Dla urozmaicenia tata pokazywał zdjęcie moich stóp lub Mateusza. Ogólnie nuda. Teraz są wakacje. Śpię na powietrzu jak suseł. Zdrowo. Jem, śpię i ziewam. Jak się obudzę to słucham. Tyle tu dźwięków różnych. Rano krzyczy jakiś ptak. Podobno to kogut, ale po co drze się o świcie nie rozumiem. Jak się obudzę słyszę psa, strumyk, padający deszcz. I oddycham. Powietrze pachnie. Wakacje. To i zdjęcia muszą być wakacyjne. Po przyjeździe wszyscy odpoczywaliśmy i odsypialiśmy trudne miesiące. Każdy potrzebuje snu, ale już następnego dnia ja z mamą spędziliśmy dzień nad strumykiem, a tata i Mateusz wybrali się do chaty socjologa na Otryt. Tata był ciekawy czy jeszcze chata stoi. Jak to zwykle bywa początki podejścia nie należały do najprzyjemniejszych. Chłopaki musieli rozruszać kości i stawy. Serca przyspieszyły, tętna wzrosły. Weszli i okazało się, że chata działa pełną parą. Zmienił się tylko gospodarz, który właśnie rąbał drzewo na opał. Przerwał pracę. Przywitał się poświęcając chłopakom własny czas. Herbata dla Mateusza, kawa dla taty. Tata wyjął fajkę nabił tytoń i okazało się, że gospodarz również pali fajkę... no to spotkanie się przedłużyło. Tata rozpoznał fajkę Kulpińskiego w rękach gospodarza. Po wymianie fajkowych uprzejmości tata zapytał ilu socjologów jest w Chacie Socjologa. Gospodarz odpowiedział, że te czasy minęły, kiedy chatę obsiadywali wolnomyśliciele. Tata odpowiedział z uśmiechem "no to jestem". Gospodarz gotów był wołać mieszkańców chaty. Wreszcie pojawił się socjolog cokolwiek to oznacza. Chłopaki miło spędzili czas. Potem jeszcze spacer niebieskim szlakiem do skrętu w prawo na Polankę. To miejsce gdzie Mat i Tata musieli skręcić w lewo na ścieżkę poza szlakiem, żeby wrócić do domu. Ścieżki nie było. I tak skręcili. Trzydzieści minut przedzierania się przez las i trafili na strumyk. Idąc wzdłuż niego musieli dotrzeć do drogi. Tak też się stało. Znaleźli drogę dokumentnie rozjechaną przez drwali. Zrywka drewna ma swoje konsekwencje. Traktor rozjechał drogę, która bardziej nadawała się na rajdy terenowe niż na wędrówki. Po 36 km wrócili zadowoleni do domu. Chyba właśnie o to chodzi. Jak się okazało, dobrze, że ta zrywka drewna się teraz odbywa. Na Otrycie jest mały miś z mamą i kręcą się po okolicy. Mały miś jest ciekawski i chętny do zabawy. Mama misia nie bardzo. Drwale skutecznie tego dnia wypłoszyli niedźwiedzie.
2 komentarze:
Mama misia nie była chętna do zabawy? Nie wierzę :)
Ja też nie wierzyłem, ale nuejscowych trzeba słuchać... w sprawach mamy misia też :)
Prześlij komentarz