poniedziałek, 7 lipca 2014

Okiem taty - MOPS czyli klops

"Nie ma chyba większego absurdu niż szukać mądrości gdzieś daleko. Jeśli nie znajdę jej w mojej klitce pod dachem, tym bardziej nie znajdę jej na himalajskich wyniosłościach."

Emil Cioran


Czasem wydaje się, że proste rzeczy są proste i nie można ich skomplikować, bo skoro są proste to po co? Człowiek potrafi jednak zaskoczyć nie tylko siebie, ale i innych. To piękna cecha, dzięki której każdy następny dzień może być ciekawszy od poprzedniego. Och, jakże byłoby pięknie być zaskakiwanym pozytywnie z dnia na dzień. Pewnie w ogóle przestałbym spać. Uznałbym 4 godziny snu dziennie za zbędne. Zdarza się jednak co jakiś czas spotkać pośrednio lub bezpośrednio urzędnika nadczłowieka, który w swej urzędniczej głowie próbuje na nowo umeblować świat innym. Jeśli robi to z urzędniczym zapałem równym urzędniczej głupocie to cyrk gotowy. Nie wiadomo tylko czy śmiać się, czy szeroko otwierać oczy i usta ze zdziwienia.  Czasem przez głowę przechodzą inne - bardziej radykalne - pomysły. Te zaś są tłumione przez zwykłą szarą codzienność i codzienne zmagania z ograniczeniami Szymka. Coraz częściej przyłapuję się, że macham ręką lub odpuszczam, choć ręka sama zaciska się w pięść i unosi do góry. I nie jest to wina pana T lub pana K jak chciałaby część politycznie zaangażowanych. To tylko urzędnik zamknął oczy i zapatrzył się w swój własny urzędniczy obraz stworzony na własne podobieństwo. Jakiś czas temu sprawdziliśmy jak na Szymka działa kamizelka VibraVest. Działa dobrze i Szymkowi z pewnością byłaby przydatna. Jak większość tego typu urządzeń ma mocno wygórowaną cenę - ok. 32 000zł. Pomyśleliśmy sobie, że poprosimy o wsparcie fundacje. Do tego celu potrzebowaliśmy oceny środowiskowej pracownika socjalnego, który sprawdziłby czy Szymek jest rzeczywiście chory, czy dokumenty są prawdziwe, czy nie próbujemy wyłudzić pieniędzy. Poprosiliśmy zatem pracownika MOPS - miejskiego ośrodka pomocy społecznej o wizytę. Zjawiła się miła i zaangażowana w pracę pracownica terenowa MOPS i sporządziła stosowną opinię. Wszystko gładko i przyjemnie szczególnie, że potrzebowaliśmy jedynie opinii, nie pieniędzy. Zaniosła papiery do podpisu swojej przełożonej i tu właśnie nastąpiła konsternacja i moment z otwartymi ustami i oczami oraz zaciskającymi się pięściami. Pani kierownik nie podpisała opinii... nie i już. Ktoś z Was ma może jakieś inne pytanie niż DLACZEGO? Na pytanie dlaczego już odpowiadam, na inne odpowiem jak się pojawią. Więc, wielce szanowna urzędniczka MOPS pani kierownik nie chciała podpisać opinii sporządzonej przez własnego pracownika ponieważ... ponieważ nie figurowaliśmy w bazie MOPS! Prawda, że proste! I jakie oczywiste. Tak właśnie. Najpierw baza, potem podpis. Nie inaczej. Pomijamy, że w tym samym MOPSie już się pokazaliśmy przy okazji fotelika samochodowego i wypełnialiśmy papiery, więc powinniśmy być częścią bazy, ale jak widać baz MOPS ma wiele i w tej konkretnej nie figurowaliśmy. Usłyszawszy taki argument stwierdzam, że lepiej byłoby gdybym obarczył siebie i rodzinę chorobą alkoholową i przemocą domową. Wtedy pewnie figurowałbym we wszystkich bazach i uzyskanie opinii byłoby dużo łatwiejsze. Nie wiem czy teoria względności Ensteinajest w stanie opisać to zdarzenie. Mechanika newtonowska też pewnie nie da rady. Teraz już wiem, że czarne dziury występują nie tylko w odległym kosmosie. Kumulację antymaterii pochłaniającej zdrowy rozsądek i myśl można spotkać na co dzień.


PS.

Ostatecznie udało uzyskać się opinię.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

" Ostatecznie udało się uzyskać pozytywną opinię"
Ale co przy tym nerwów straciliście to wasze. Ale kogo to obchodzi że rodzice dzieci niepełnosprawnych mają go i tak pod dostatkiem ?
Trzymajcie się!
Jednak nie bardzo pocieszę bo z własnego doświadczenia wiem, że takich paradoksalnych urzędniczych sytuacji może być więcej.
Z czasem człowiek po prostu nabiera odporności ;)

Agnieszka Korzeniewska pisze...

Nie mam takiego doswiadczenia ja wy w walce z urzednikami, ale otarlam sie o ten mur niemocy przy okazji pomocy dzieciom z osrodka. Prawda o osrodkach dla dzieci niepelnosprawnych, mowie o tych dzieciach, ktore nie mialy szczescia miec dzielnych , walczacych o nich rodzicow - jest taka, ze najbardziej pozadana sytuacja jest tak zwany swiety spokoj. nawet jak cos sie chce zrobic za swoje pieniadze i swoim nakladem czasu, to personel patrzy baaardzo niechetnym okiem robiac dobra mine do zlej gry (bo przeciez nie wypada powiedziec wprost: czego ty sie tu pchasz ze swoja pomoca). Najchetniej widziana jest gotowka, bo wtedy nikt nie wie na co ona idzie, a przeciez dzieci tego nie powiedza. Osrodki te sa karta przetargowa i polem walki o wplywy poszczegolnych lokalnych wladcow. Najwazniejsza liczba lozek, by nie ubywala, bo kazde lozko- to dodatkowe pieniadze od panstwa. Ech..... wytrwalosci zycze i optymizmu i nigdy sie nie poddajcie, bo wytrwalosc poplaca, znam takie przypadki, ktorym medycyna szans nie dawala, a tylko dzieki determinacji rodzicow dziecko wstawalo na nozki, zaczynalo chodzic, normalnie funkcjonowac, powodzenia. I podgladam was czasami :)

Szymon po drugiej stronie snu... pisze...

nie poddajemy się