Stefan Batory
Dojechaliśmy. Byłem bardzo grzeczny i cierpliwy. Nie narzekałem w ogóle. Siedem godzin w aucie i już po północy byliśmy na miejscu. Po drodze czułem taki specyficzny zapach... wilgoci i drzew. Tata mówi, że to zapach gór, a ten, który czułem był jedyny w swoim rodzaju, bo bieszczadzki. Nieistotne. Dla mnie. Ważne, że pachniało mocno lasem po deszczu.
W nocy przywitał nas Kamil - syn gospodarzy i jego potężny 60 kilogramowy pies afrykańskiej rasy. Bardzo przyjacielski. Szybko się wypakowaliśmy.
Nasz przyjazd nie pozostał niezauważony przez okolicznych mieszkańców. Rankiem odwiedził nas król ogrodzenia. Dumny miniaturowy orzeł z wyprężoną piersią. Dał nam jasno do zrozumienia, że ogrodzenie to jego królestwo. Nie naruszamy zatem wytyczonych granic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz