poniedziałek, 10 marca 2014

Szpital

"Pokornie przyjąć los, jaki się nastręczy, raz na zawsze, i stłamsić w sobie wszystko, zrzec się wszystkiego prawa do działania, życia i miłości!"

 Fiodor Dostojewski

Nigdy! Mały jestem, ale już wiem, że z panem Dostojewskim w tym punkcie się nie zgadzam. Tak jak tata, który nie może przeboleć i pogodzić się z faktem, że przypadkowo skasował sobie zdjęcia ze szpitala. Zostały te marne... i te marne trzeba pokazać. No więc, nie zobaczycie jak się cieszę, jakiego mam banana na twarzy po tym jak tata przyszedł do szpitala i się ze mną przywitał. Jak mnie dotknął i jak się uśmiechnąłem. Dawno się tak nie uśmiechałem. Od ucha do ucha. Szczęśliwy chłopiec i radosny ze mnie. Zapalenie płuc odpuszcza, lepiej oddycham, lepiej jem. Jeszcze charczę jak traktor, ale samopoczucie mam zdecydowanie lepsze. Leków już dożylnie nie dostaję. Tym razem drogę udało się założyć i działała. Dopiero dziś przestała i trzeba było usunąć wenflon.
Wczoraj była kąpiel. Mama zostawiła mnie z tatą, żeby wysuszyć włosy. Tata jak zwykle skorzystał z okazji i zaczesał mi włosy do góry. Ciekawe czy wyglądam bardziej jak Johnny Bravo czy John Travolta w Gorączce sobotniej nocy? Włosy będą sterczeć mi do następnej kąpieli. Dziś znów odwiedził mnie tata i Mateusz. I znów się uśmiechałem od ucha do ucha. Tylko te napady padaczki. Mam ich za dużo. Jutro pewnie będą badać mi krew. Dużo ataków oznacza infekcję.

Brak komentarzy: